Historia ze szkolnego życia wzięta…
Dziecko uczy się wybitnie dobrze, otrzymuje 6-stki ze sprawdzianów, więc średnia ważona wynosi powyżej 5.6, co powinno skutkować oceną celującą na koniec roku. Ale… od dziecka wymagana jest aktywność i rozwiązywanie zadań domowych za które otrzymuje się maksymalnie ocenę 5.
W rezultacie piątki zaniżają średnią i dziecko z 6-stkami musi przestać dostawać piątki, bo niereformowalni nauczyciele i dyrektorzy nie mogą zrozumieć fenomenu zjawiska. Nauczyciel nie patrzy na dziecko indywidualnie, tylko przedmiotowo: program wylicza średnią i wszystko jest ok. Dziecko oczywiście traci motywację i sens edukacji, gdy na koniec dostaje piątkę mimo ocen celujących ze sprawdzianów i maksymalnych ocen za pozostałe zadania szkolne.
Pytanie, czy jest sens się zgłaszać i robić zadania, za które maksymalną oceną jest piątka? Patrząc na postawę większości nauczycieli i dyrektorów, NIE.
Nie bądź edukacyjnym Januszem i Grażyną, nie traktuj uczniów systemowo. Doceniaj ich za całokształt osiągnięć, ponieważ system odbiera radość z nauki.
Pikademia, bo najważniejszy jest człowiek i jego indywidualne potrzeby.